Ligockie Wrzosy to Dziecko mojej Agnieszki. Moja – bo tak mawiamy na naszym Śląsku, szukała pracy, sprowadziwszy się do mnie, do Opola. Ponieważ zajmowała się wcześniej folklorem opiekując się zespołami i kapelami ludowymi na terenie województwa łódzkiego, byłą współorganizatorką imprez folklorystycznych zaproponowałem Agnieszce, aby pojechała do satelitarnych gmin wokół miasta i zapytała się czy na jej terenie nie działa jakiś zespół folklorystyczny, który poszukuje osoby prowadzącej. Wybór padł m.in. na Gminę Prószków. Po wizycie w urzędzie skierowano ją do Ligoty Prószkowskiej. Tam zapukała do drzwi Sołtysa - pani Anieli Czollek.

Po paru tygodniach pojechaliśmy wspólnie na trzecią, oficjalną próbę zespołu, który nadal nie miał nazwy. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że znam dobrze dwie panie (jedną okazała się mama mojego orkiestranta z Opolskiego Elektryczniaka - pani Gertruda Zylla a drugą mama mojej młodszej koleżanki ze szkoły muzycznej w Opolu i z naszej wspólnej uczelni - Akademii Muzycznej w Krakowie - pani Helena Nowak) a część pozostałych jest też znajoma. Wkrótce została zaaprobowana przez wszystkich zaproponowana nazwa zespołu. Wokół Ligoty Prószkowskiej rozpościerają się piękne i grzybne lasy, porośnięte wrzosowiskami. To znak rozpoznawczy tych terenów a my takiego wyróżnika dla zespołu poszukiwaliśmy. Narodziły się … Ligockie Wrzosy. Z Ligoty Prószkowskiej. A kolorem dominującym stał się wrzosowy.

Tak zaczęła się wspólna wędrówka pod auspicjami Ośrodka Kultury i Sportu w Prószkowie. Szybko minęło nam 5, 10, 15 lecie działalności wplecione w radosne i smutne wydarzenia. W między czasie na parę lat pojawiły się równolegle Małe Ligockie Wrzosy, zwane też Wrzoskami. Wtedy podczas wspólnych występów śpiewały trzy pokolenia Ligocian. Rozpoczęła się wieloletnia współpraca z zespołem partnerskim Kupskie Echo z Kup prowadzonym przez Agnieszkę. Wspólna praca z Kupiankami to inny rozdział.

W szczytowym okresie pracowaliśmy z 14 paniami i dużą gromadką dzieci. Niestety „Małe” wyrosły a m.in. ciągłe ograniczenia rozkładu połączeń PKS do Ligoty, coraz późniejsze godziny zakończenia zajęć szkolnych spowodowały, że młodych było coraz mniej. Coraz mniej chciało śpiewać repertuar „Dużych” i swój. Pojawiły się na dwa lata Ligocianki, które początkowo występowała z Ligockimi Wrzosami. Ale Ligocianki znów dorosły i rozjechały do szkół średnich, jeszcze dalej niż Prószków.

Potem rozdzieliliśmy się. Agnieszka skupiła się na pracy z Kupskim Echem z Kup i młodzieżą uzdolnioną wokalne a ja z Ligociankami. Pomimo tego nadal każde z nas współpracuje z partnerskimi zespołami i przy różnych okazjach miło się spotkać. Panie po paroletniej przerwie powróciły do wspólnego koncertowania.

Pomimo swoistego renesansu sztuki ludowej w naszym regionie i popytu przede wszystkim na rękodzieło, wyroby tradycyjnej kuchni śląskiej formacje muzyczne pozostają w niszy. Jeśli już powstają nowe zespoły to ich repertuar i styl naprawdę powinno się określać mianem folkloryzmu czy folku. Wynika to z industrializacji, z oczekiwań publiczności czy też z braku zapotrzebowania na śpiew a cappella czy na repertuar zespołów wokalnych z muzykami – instrumentalistami poza imprezami folklorystycznymi oraz przemianom ustrojowym, politycznym. Rynek przez lata bardzo się zmienił, zniknęły z mapy regionu prawie wszystkie imprezy cykliczne, na których można było zaprezentować takie formacje. Czasem czeka się wiele tygodni na występ. Wiek wykonawców i pandemia w wielu ośrodkach opolskiego zrobiły swoje. Tradycyjny śpiew a cappella to już rzadkość i swoisty luksus.

Zanim … narodził się pomysł monograficznego repozytorium minęło wiele lat, lat ciekawych. Trzeba było także do tego pomysłu dorosnąć. I popatrzeć z perspektywy czasu. Odnaleźć swoją tożsamość, czy odnajdywać ją w innych obszarach.

Przychodzi jednak taki czas; a każda sztuka uczy pokory, że powinno się zrobić podsumowanie. Nie mam na myśli tzw. grubej kreski, tylko zapisanie kolejnego rozdziału. Zrealizowanie w 2022 roku przez Panie sześciu klipów do muzycznego kalendarza polsko-czeskiego w ramach jednego z programów unijnych utwierdziło mnie w przekonaniu, że jesteśmy gotowi.

Obecna publikacja to „mały zaczyn” do czegoś nowego … Przyjąłem zasadę, że archiwizujemy pieśni poprzez dźwiękową rejestrację. Bez nadmiernej obróbki nagrań pieśni rodzime dla Ligoty lub te pochodzące bezpośrednio z obszaru przylegającego do Ligoty. Od „Jak jo się kładam na łozo moje” – autentycznej, ligockiej pieśni wieczornej po „Wcora buła niedzielicka” z tekstem śpiewanym w Ligocie. A rejestracja w Ligockim Młynie z odgłosami wiejskiego świata ma dodać autentyczności. Nagrania studyjne odebrałyby tym pieśniom autentyczność. Jestem zwolennikiem "ułomnej" rejestracji na żywo z brzemieniem jasnego i ciepłego dźwięku analogowego a nie "sterylnej i chirurgicznej" rejestracji w studiu, poprawianej wielokrotnie. 

Mamy nadzieję, że w między czasie uda się znaleźć jakąś nową pieśń i ją zarejestrować. Oprócz dźwiękowego zapisu znajdziecie Państwa także prezentację fotograficzną wykonawczyń, odnośnik do głównej strony zespołu. Bo Ligockie Wrzosy to nie tylko śpiew a cappella …

Repozytorium to próba archiwizacji świata, który powoli „pokrywa się kurzem czasu”. I trzeba go zapisać … zanim te autentyczne dźwięki śpiewu a cappella i stare teksty śpiewane gwarą zgubią się w hałasie dnia dzisiejszego świata. Świata, którego wyznacznikiem jest torebka herbaty ekspresowej lub łyżeczka kawy rozpuszczalnej ...

Przemysław Ślusarczyk